piątek, 30 stycznia 2015

Saudade

Choć Lizbona za dokładnie cztery miesiące, saudade diagnozuję z datą wsteczną, ubiegłoroczną, czasem przeszłym dokonanym.


Léopold Sédar Senghor

Miłość jest cudem

Saudade - elegia
Dla Humberto Luis Barahona de Lemos 


Słyszę głęboko w sercu saudade, pieśń o mrocznym głosie.
Czy to głos odwieczny, kropla krwi portugalskiej, która wychynęła z otchłani wieków?
Moje nazwisko, które powraca do źródeł?
Kropla krwi lub Senhor, przezwisko jakie kiedyś kapitan nadał czarnoskóremu żeglarzowi?
Odnalazłem swoją krew, odkryłem moje nazwisko pewnego roku w Coimbrze pod gęstwiną książek.
Świat ludzi niezłomnych i tajemniczych; o, nocy zielonych lasów, o, świcie plaż cudownych!
Piłem – białe ściany wzgórz oliwnych – świat podbojów, przygód, gwałtownych miłości i cyklonów.
Ach, wypić wszystkie te rzeki: Niger i Kongo, Zambezi, Amazonię i Ganges.
Wypić wszystkie morza jednym haustem murzyńskim bez cenzury i akcentów.
Wypić wszystkie marzenia, wszystkie książki, złoto i bogactwa Coimbry.
Wspominać siebie, po prostu siebie samego sobie przypomnieć…
Mauretański wielbłądzie, oto jesteś w sam raz dla mnie – 
to było w czasach, kiedy wojownik miał honor,
pasujesz do mojej odwagi.
Na twoje podstępne fortele mam prawość swojej lancy – 
a na niej błyskawica jak trucizna. 
Wobec twojego podstępu mój zapał jest bez skazy.
Kapitanie lub żeglarzu niczego już nie pamiętam, prostuję do pionu
siłę moich mocy,
ich oddanie trwa dłużej niż ich mury. Nienawidzę anarchii.
Moją misją jest wypasać bydło,
doprowadzić do końca zemstę i pustynię poddać Bogu płodności.
To było w czasach honoru.
Bitwa była piękna, krew karminowa, a lęk zniknął.
W cieniu moich diun śpiewa saudade mojej minionej chwały. 
Saudade – dawnych miłości, saudade mojej saudade.
Z niezmiernej i czerwonej pustki Imeriny.
Ach, mylę, mylę czas teraźniejszy z przeszłym.
Władca Wysokich Płaskowzgórzy zaprasza na ucztę na cześć Gościa.
Pomiędzy świecami jedwab koni, głosów żywy aksamit, 
w złoto bursztynowych ramion.
Kiedy nagle tryska długa skarga orkiestry i chóru.
Czy słyszeliście kiedykolwiek te śpiewy z Wysokich Płaskowyży,
które przywołują świat umarły?
W których uczucia są czyste, miłości niemożliwe, serca strącone w przepaść?
Umrzeć, umrzeć, umrzeć od tej nieskończonej skargi.
Och, umrzeć od tej długiej skargi, która szybko przenika serce.
Nie ma już nic, jak tylko ta rozległa pustka i czerń Imeriny.
Góry dalekie krwawią jak ogniste krzaki.
Zagubiony na Oceanie Spokojnym, docieram do Szczęśliwej Wyspy – 
moje serce nieustannie błądzi, a morze jest bezmierne.
Rekiny mają białe skrzydła archaniołów, węże emanują ekstazę, a kamienie…
Kobiety, które są kobietami, kobiety, które są pełnymi owocami pozbawionymi pestek: 
kobietami-sezamami.
W nocy włosów, kwiatów, które są językiem Wtajemniczonych.
Mam ze sobą kolię z korali, ofiaruję ją czterem kwiatom.
Nie jestem wolny, aby cię kochać, a ty jutro musisz o świcie odjechać.
– Mój kielich jest otwarty dla Pszczoły, mój ukochany. Niech motyle odlecą.
– Twoja broń przyjacielu jest bezużyteczna, a Wojownik jest śmieszny! 
– Umieram i odradzam się, kiedy zechcę. Moja miłość jest cudem.
To było dawno temu w czasie i przestrzeni, a morze było spokojne.
Nie opowiem o wyczynach ani o indiańskich królestwach podbitych po dwóch stronach horyzontu.
Liczą się tylko przygody sycone u źródeł świętych rzek!
Nie lubię jednak magii. Miłość jest moim cudem.
Moja portugalska krew zatonęła w morzu murzynności.
Amalio Rodriguez, śpiewaj, śpiewaj tym niskim głosem saudadę moich dawnych miłości,
rzek, lasów, żaglowców, oceanów, słonecznych plaż,
oddanych ciosów jak i krew wylaną dla błahych rzeczy.

Słucham w głębi mnie samego skargę o mrocznym głosie saudade.

przełożył Kazimierz Brakonicki

wtorek, 27 stycznia 2015

Amadeusz

Dziś 259. rocznica urodzin Mozarta. Przechodząc przez Soho, w drodze do miejsca, gdzie niegdyś koncertował - Kościoła St. Martin's in the Fields jako dziecko w Londynie, natrafiłam na miejsce, w którym musiał sie rownież zatrzymać.



'Czy istnieje ktoś taki, o kim mógłbym powiedzieć, iż w czarodziejski sposób wabi mnie, oszałamia, uwodzi jak Król Elfów? Owszem, jest taki człowiek: największy geniusz wszechczasów, cudowne dziecko - Mozart. Jego muzyka wprawia mnie w stan niebiańskiego zachwytu. Mogę jej słuchać bez końca, chłonąc do zatracenia. To miłość mojego życia. A spod jakiego znaku jest ów arcyczarodziej? Którego dnia i miesiąca zjawił sie on na świecie? Datę jego narodzin mam wyrytą w pamięci niczym święte litery. Wbiła mi ją do głowy nauczycielka muzyki bodaj na pierwszej lekcji: dwudziesty siódmy stycznia.' 

A. Libera, Madame



'Mozartem nacierałem uszy
doskonaliłem nozdrza wonią starych książek' 

Z. Herbert 'Pan Cogito obserwuje w lustrze swoją twarz'

niedziela, 25 stycznia 2015

Na wszystkie moje niepogody

Znalazłam w prezencie gwiazdkowym od brata 'Herbert nieznany' fragment - modlitwę Tomasza Morusa, który od pierwszego przeczytania przemówił do mnie, tak jak czasem się dzieje, gdy słowa, obrazy czy dźwięki trafiające do nas przypadkiem są jak plaster miodu dla obolałej duszy albo raczej jak świeże powietrze przez otwarte okno tak aż do serducha. 




Ilekroć to czytam balonik mojego ego dostaje trochę po głowie ;)

'Zechciej mi dać duszę, której obca jest nuda,
która nie zna szemrania, wzdychań i użaleń

i nie pozwól, ażebym kłopotał się zbyt wiele

wokół tego panoszącego się czegoś,

które nazywa się "ja".


Panie, obdarz mnie zmysłem humoru.
Daj mi łaskę rozumienia się na żartach,
ażebym zaznał w życiu trochę szczęścia,
a i innych mógł nim obdarzać.'

Śladami Herberta w Warszawie



"Opuszczając jakieś miejsce zostawiamy tam cześć siebie. Zostajemy tam, mimo, ze je opuściliśmy. I istnieją w nas rzeczy, które możemy odnaleźć ponownie tylko wtedy, gdy tam wrócimy. Podróżujemy wgłąb siebie jadąc do miejsca, w którym pozostawiliśmy kawałek własnego życia i nie ma znaczenia, ze jest on niewielki. Ale podróżując wgłąb siebie musimy zmierzyć się z własną samotnością i czyż nie jest tak, ze wszystko co robimy, robimy ze strachu przed samotnością, czy nie dlatego wyrzekamy się wszystkich tych rzeczy których będziemy żałować pod koniec życia?"
'Nocny pociąg do Lizbony' P. Mercer

sobota, 24 stycznia 2015

Niech świat nigdy nie przestanie Cię zachwycać

Tego życzę każdemu i sobie, wszak trochę okrągłe urodziny już za pół roku :)


"Nature chose for a tool, not the earthquake or lightning to rend and split asunder, not the stormy torrent or eroding rain, but the tender snow-flowers noiselessly falling through unnumbered centuries."
-  John Muir  



piątek, 23 stycznia 2015

Ocalić od zapomnienia

Dziś 110. rocznica urodzin Gałczyńskiego. 





OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA 


Ile razem dróg przebytych,
ile ścieżek przedeptanych,
ile deszczów,ile śniegów,
wiszących nad latarniami,
ile listów,ile rozstań,
ciężkich godzin w miastach wielu,
i znów upór żeby powstać,
i znów iść i dojść do celu. 



Ile w trudzie nieustannym,  
wspólnych zmartwień,
wspólnych dążeń,
ile chlebów rozkrajanych,
pocałunków,schodów,książek,
oczy Twe jak piękne świece,
a w sercu źródło promienia,
więc ja chciałabym
Twoje serce ocalić od zapomnienia!



U Twych ramion płaszcz powisa,
krzykliwy,z leśnego ptactwa,
długi przez cały korytarz,
przez podwórze aż gdzie gwiazda Wenus,
a Tyś lot i górność chmurną,
blask wody i kamienia,
chciałabym oczu Twoich chmurność
ocalić od zapomnienia! 



czwartek, 22 stycznia 2015

Tyś jest imię moje... Baczyński

Warszawa Baczyńskiego. Nie będzie to notka biograficzno-wspomnieniowa. Będzie o tym, że tak się złożyło, że Warszawę, tak jak i inne miasta, w których mi mieszkać pzyszło poznawałam głównie pieszo, często wyznaczając sobie coraz to szerszy szlak biegowy po okolicy, a potem okolicy okolicy i tak dalej. Tak natrafiłam na sąsiedzkie mieszkanie Baczyńskiego przy króciutkiej ul. Hołówki 3, bocznej Czerniakowskiej, zaraz za kościołem św. Stefana.


Bardzo często tamtędy przechodziłam przenosząc się myślami do Warszawy lat 20., 30. i 40. - czasów, o których nie mam pojęcia i nigdy mieć nie będę, ale blade wyobrażenie.

Całkiem niedawno okazało się, że ostatnie krótkie, ale częste i raczej intensywne wizyty w Warszawie ponownie powiodły mnie 'szlakiem' Baczyńskiego. W okolicę Kamienicy Wildera na ul. Bagatela 10 trafiłam trochę przypadkiem, jednym z tych, których nie ma.


Przechodząc obok trudno nie zauważyć umieszczonej na ścianie budynku tablicy informującą, że 22 stycznia 1922 r. urodził się tam Krzysztof Kamil Baczyński. Zupełnie niezwykle było to dla mnie odkrycie i takie też przeżycie.


W pobliskim kościele św. Zbawiciela został ochrzczony, a kilka lat później rodzina przeniosła się na sąsiedzki Ujazdów. 

Mam trochę specjalną pamięć do dat, stąd zwróciłam też uwagę, że dzień śmierci Baczyńskiego, 4 sierpnia, to również dzień śmierci bliskiej mi osoby.

Ostatnią tablicą na jaką się natknęłam spacerując niedawno po zimowej Warszawie jest ta na Pałacu Blanka, przy której poległ Baczyński.




Promienie

Powietrze aniołów pełne, 


a ich przejrzysty trzepot 


jest jak natchnione ciepło 
nad ognia złotą wełną. 


Dziewczynko, która fruwasz, 


na ptaki rozmnożona. 


Biały pył? Jasny potok? 
Promień ścieżek jak złoto 
na skrzydłach? Na ramionach? 


Kim mi jesteś? Kim jesteś? 


Obłok snu purpurowy. 


Cień przenika powietrze,
idzie ziemią i przeczy 
puszystej rzeźbie głowy. 


Smutek to czy czekanie? 


Pośród organów blasku 


jak dymu smukłe laski 
lub słupy srebrnych puchów - 
- bąki grających duchów. 


Ileż muzyki ciepłej! 


Kim mi jesteś? Kim jesteś? 


Utrwalony powietrzem 
ptaku białego pyłu - 
kim mi jesteś, czym jesteś - 
pół-ptak, a pół-miłość

niedziela, 18 stycznia 2015

Nuta emigracyjna

Wciąż uciekamy 

Wciąż uciekamy. Z miasta do miasta.
Inteligenci.
Tęskniąca nacja. Ginąca klasa.
Mali, zmarznięci.

Milionem rodzin. Z gramofonami.
Z kraju do kraju.
- Powiedzcie, gdzie jest wasza ojczyzna?
Wciąż nas pytają.

A my nie wiemy; a my płaczemy,
jak woda morska.
Pod sztuczną palmą listy piszemy
na brudnych dworcach.

Konstanty Ildefons Gałczyński
1936

piątek, 16 stycznia 2015

Pastwiska nieba

Moje miejsce na Ziemi - Blythe Hill Fields, Londyn SE6


'Ja nie chcę spać,
ja nie chcę umierać,
chcę tylko wędrować
po pastwiskach nieba,
białozielone obłoki zbierać,
nie chcę nic więcej, nie chcę nic mniej.

Są jeszcze brzegi
na których nie byłam,
są jeszcze śniegi, których nie wyśniłam,
są pocałunki, na które czekam,
listy z daleka, drogi pod wiatr.

Ja nie chcę spać,
ja nie chcę umierać,
chcę tylko wędrować
po pastwiskach nieba,
białozielone obłoki zbierać,
niczego więcej mi nie potrzeba.

A chociaż nie ma
tam brzegu mojego,
śniegów i nieba, nieba zielonego,
noc mnie nie nuży, dzień się nie dłuży,
być wciąż w podróży, w drodze pod wiatr.'


A. Osiecka, muz. K. Komeda




środa, 14 stycznia 2015

Stalowe, niesamowite oczy i czarny tużurek


'Polska to wielka rzecz' Wesele


15 stycznia to urodziny Stanisława Wyspiańskiego. To naturalne skojarzenie z Krakowem, 'widokiem na Wawel od strony Plant', 'Weselem', charakterystyczną kreską pastelowych portretów, witrażami, Młodą Polską i lekcjami polskiego.


poniedziałek, 12 stycznia 2015

Wolne miasto Gdańsk

Gdańsk trafił mi się późnym popołudniem i już po zmroku z racji czasu zimowego. W styczniową jasną noc...  Spacery nocami miast albo raczej miastami nocą, kiedy światło jest przewodnikiem, drogowskazem i celem mają coś z tajemnicy pierwszych wizyt w miejscach dotąd nieznanych, świeżości spotkań z jego wnętrzem, jakby pozwalało się ponownie i odkryć i dać zagubić, pobłądzić i pobyć przez chwilę turystą.

W drodze powrotnej z Sopotu, zrezygnowawszy z wizyty w Oliwie i w Grass'owskim Wrzeszczu, miałam kilka godzin na nieobcy mi Gdańsk, gdzie postanowiłam odwiedzić miejsca mniej znane i uczęszczane - pierwszy był kampus Uniwersytetu Gdańskiego na Przymorzu. Dowiedziałam się niedawno, że w nowo otwartym budynku biblioteki uniwersyteckiej odsłonięto tablicę pamięci Herberta, który w latach 70. wykładał tam na polonistyce i zapragnęłam ją zobaczyć. Podobno bardzo tematyczne i specjalistyczne mogły okazać się niemałym rozczarowaniem dla licznie uczęszczających na pierwsze spotkania słuchaczy, ciekawych 'poety'. Kilka wspomnień studentów pamiętających jest dostępnych tutaj. Całkiem odpowiadają niepokornej naturze Herberta, którego nie zadowalało 'głaskanie po plecach' i zaspokajanie oczekiwań. Wierność konkretowi, droga pod prąd, całkiem semantyczne podróże do źródeł - oryginałów wierszy i sięganiu głębiej ponad to, co banalne i bezkrytycznie powielane mogło nie przysparzać uwielbienia mas.

Nowy gmach biblioteki prezentuje się okazale budząc uśmiech z powodu pewnych zewnętrznych elementów elewacji. 

Zaś mijając budynek wydziału prawa zdałam sobie sprawę, że gdyby moja pamięć cyfr była nieco bardziej doskonała :) i nie mieszała parzystych i nieparzystych mogłabym być równie dobrze absolwentką UG zamiast KUL-u.

niedziela, 11 stycznia 2015

Ballada Sopocka z Herbertem w tle

Droga w stronę Sopotu ku mej uciesze wiodła prawie brzegiem morza dając wybór kilku ścieżek: wersja dla ludzi o mocnych nogach - piaszczystą plażą, wersja dla zrowerowanych oraz tych zabieganych, jak i dla tych nieśpiesznych pieszych miejscami laskiem i skarpą, czyli dla każdego wedle potrzeb i możliwości. Moja czasem niezdecydowania natura kazała mi zakosztować drogi każdą z nich i muszę powiedzieć, że ta piaszczysta, mokrym brzegiem była chyba najlepsza, chociaż do dziś czuję ten przemarsz w stopkach:) 

Sopot jest jednym z miejsc, które smakują wyjątkowo nawet w mroźne popołudnie. Niestety, posmak niedzielnego obiadu z założenia sytego i wystawnego okazał się być nową twarzą tego miasta, tak bardzo upodabniając je do wielkanocnej turystycznej pisanki, mimo obecnych jeszcze bożonarodzeniowych dekoracji. Poza postawieniem nogi, mimo natłoku spacerowiczów, na molo i wystawieniu się na coraz mniej przychylne wiatry chciałam tym razem zobaczyć tylko trzy miejsca, pamiętając, że kolejna dłuższa wizyta w Trójmieście już za nieco ponad pół roku przy okazji Opener' Festival. 
Bowie wprawdzie nie wystąpi, ale na molo grałby tak :)

środa, 7 stycznia 2015

Malachitowa łąka morza



'Prawdziwa podróż odkrywcza nie polega na poszukiwaniu nowych lądów, lecz na nowym spojrzeniu' - M. Proust.

Nie jeżdżę na wycieczki od czasów objęcia obowiązkiem szkolnym i przymusowego uczestnictwa w zorganizowanych wyjazdach do narzuconych miejsc przeznaczenia odwiedzanych wg skrzętnego planu działania opracowanego przez kadrę dowodzącą. Moje  obecne wędrówki mają charakter spontaniczny, są w dużej mierze 'przy okazji', często wiodą śladami... ostatnio szlakiem polskich pisarzy i poetów. Zwykle mają formę skromnych wypadów będąc karkołomną próbą pogodzenia odwiedzenia wybranego miejsca z czasem, który sprawiedliwie acz okrutnie nadaje rytm i ostateczną formę takim małym wydarzeniom z kategorii 'w drodze'. 
Są miejsca, do których ciągnie mnie jakiś instynktowny 'zew natury', pielgrzymuję dla nie samych dostając więcej niż bym oczekiwała,   dla duchowo-wizualnego doświadczenia tajemnicy. Jeśli istnieje 'miłość od pierwszego wejrzenia' to w moim wypadku zawsze zaczyna się od fascynacji czymś tak zwykłym i zarazem niezwykłym, jak spotkanie z kolorem, wędrówką światła, drzewem, lasem, niebem, uderzeniem fal, wczesnym słońcem na świeżym śniegu czy grząskim piaskiem zimowych plaż pod nogami, czyli poezja w wersji praktycznej, nieuładzonej. Tak było i tym razem.
W drodze do Londynu postanowiłam 'zahaczyć' o Trójmiasto.




Dworzec Gdańsk Główny Choć miałam ok.12 godzin, jakiś szkic trasy i miejsc do odwiedzenia, całkiem spontanicznie straciłam głowę już na samym początku, bo jak tu się nie zachwycić pięknem Orłowa
Stacja SKM Gdynia Orłowo
Widok pochłonął mnie całkowicie, jak zawsze przy spotkaniu z pięknem totalnym i kompletnym.

Chciałam zacząć od Gdyni Orłowa, z powodu chęci odwiedzin domku Żeromskiego, spojrzenia na morze i klif oraz kilkukilometrowego spaceru do Sopotu trasą tuż przy plaży Parkiem Koliba, zgodnie z zasadą Pomysłowego Dobromira 'jak pomyślał - tak też zrobiłam'.
Dzień był przepiękny, jasny i słoneczny, do czasu jak się okazało, ale o tym później. Widok morza z drogi prowadzącej do mola wywołał moją natychmiastową i radość.


Trafiłam na porę przedobiadową, stąd droga do molo była raczej pusta a przez to i przyjemna. 
Choć dzień był słoneczny, było też trochę mroźno, jednak nie oszczędzałam rąk na robienie zdjęć i filmików chciałam tak zachłannie i po ludzku zatrzymać i zabrać na potem troszkę tego fascynującego pejzażu. 


Domek Żeromskiego okazał sie być maleńką, uroczą i niedrogą kafejką położoną tuż nieopodal molo. Podobno pobyt w Gdyni był inspiracją dla 'Wiatru od morza'. 

 
Stojąc na brzegu morza wpatrywałam się w intensywny granat wody tak podobny do koloru pewnych uśmiechniętych oczu, ale też i w drobny piasek w poszukiwaniu choćby jednej muszelki. 
 
 
'Zbliżyłem się do niej na palcach i nagłym ruchem przytkałem do ucha. Chciałem złapać ją kiedyś na tym, że nie tęskni jednostajnym szumem' 'Muszla' Zbigniew Herbert

Spoglądając na wybudowane i zawieszone na skarpie domy zdrojowe, za którymi już tylko porośnięty lasem klif, miałam małe skojarzenie z sanatorium w Alpach, gdzie nieplanowanych siedem lat spędził Hans Castorp. 'Czarodziejska góra' to kiedyś moja ulubiona książka, dziś współdzieli miejsce z kilkoma innymi.
Przy wejściu na molo stoi tablica z notkę biograficzną patrona - Antoniego Suchanka, malarza marynisty, który w czasie II wojny brał udział w ratowaniu dzieł sztuki m.in wywiózł do Lublina 'Kazanie Skargi' oraz 'Bitwę pod Grunwaldem'.




Chyba trzeba być 'człowiekiem gór', by nie ulec fascynacji morzem. Osobiście nie rozumiem sztywnego trzymania się przekonania, że 'dla mnie tylko góry/morze*'
*niepotrzebne skreślić ;)
Piękno świata ma charakter stały i uniwersalny, trzeba je tylko dostrzec, zachwyt przyjdzie sam. Taka moja trywialna, prywatna refleksja :)
A jak pisał Stachura 'Mówi Ezra Pound: "Swoją ciekawość świata trzeba nieustannie doskonalić'. 
To jeden z powodów, dla których  wędrujemy.



















piątek, 2 stycznia 2015

Pan Kazik

Pomysł na wpis powstał dzięki dzisiejszej "Godzinie prawdy" - programowi nadawanemu przez radiową Trójkę w piątki o godz. 12:05 CET, którego gościem był pan Kazimierz Piechowski. Przegapiłam początek, ale rozpoznałam po głosie oraz opowiadanych losach harcerzy na początku II wojny światowej. I straszne się ucieszyłam, że wciąż jest w świetnej formie, mimo 95 lat. 

O panu Kaziku usłyszałam dzięki Katy Carr i jej albumowi "Paszport" wydanemu w 2012 r.; kilka piosenek było obecnych na Trójkowej liście przebojów. Mały research na YouTube - pewnie szukałam piosenki "Mała little flower", która szczególnie mi się spodobała, naprowadził mnie na inną jej piosenkę - "Kommander's carr' oraz film dokumentalny inspirowany historią ucieczki pana Kazika z obozu Auschwitz w 1942 r., w którym pan Kazik podczas spotkania w swoim tczewskim domu z Katy opisuje swoją reakcję na napisane dla niego dźwięki i opowiada szczegóły tamtej dramatycznej ucieczki. Zafascynowana jego osobą, siłą, niezwykłą skromnością i losami tego człowieka, obejrzałam kilka innych filmów dostępnych na YouTube i od tamtej pory staram się opowiadać i dzielić jego historią, chyba wciąż znaną niewielu.

Bardzo się ucieszyłam, gdy w październiku ubiegłego roku udało mi się wybrać i zdążyć na projekcję tego 23-minutowego dokumentu na Festiwalu Filmów Emigracyjnych Emigra w Wilanowie, z udziałem Katy Carr.



Motyw twarzy ubiegłorocznego plakatu Emigry nasunął mi na myśl końcówkę pięknego wiersza Z. Herberta "Nike która się waha", zapamiętanym w dużej mierze przez to, że był zadany w IV klasie "na pamięć" 

Nike która się waha

Najpiękniejsza jest Nike w momencie
kiedy się waha
prawa ręka piękna jak rozkaz
opiera się o powietrze
ale skrzydła drżą

widzi bowiem
samotnego młodzieńca
idzie długą koleiną
wojennego wozu
szarą drogą w szarym krajobrazie
skał i rzadkich krzewów jałowca

ów młodzieniec niedługo zginie
właśnie szala z jego losem
gwałtownie opada
ku ziemi

Nike ma ogromną ochotę
podejść
pocałować go w czoło

ale boi się
że on który nie zaznał
słodyczy pieszczot
poznawszy ją
mógłby uciekać jak inni
w czasie tej bitwy
więc Nike waha się
i w końcu postanawia
pozostać w pozycji
której nauczyli ją rzeźbiarze
wstydząc się bardzo tej chwili wzruszenia

rozumie dobrze
że jutro o świcie
muszą znaleźć tego chłopca
z otwartą piersią
zamkniętymi oczyma
i cierpkim obolem ojczyzny
pod drętwym językiem

czwartek, 1 stycznia 2015

I ... I will begin again


Postanowienia noworoczne nie mogą długo czekać, stąd wracając do tych mocno 'po dacie', bo sprzed 6 lat oraz niedawnych inspiracji (: chcę ocalić od zapomnienia przeżycia z podróży małych i większych licząc, że może z tych dużych również, jeśli los się do mnie uśmiechnie.
Zawsze fascynowała mnie uprawiana przez Gustawa Herlinga-Grudzińskiego tzw. kompozycja szkatułkowa tekstu, więc miejsce, wspomnienie czasem skojarzenie będzie zawsze motywem przewodnim notek. Tak po Proust'owsku. Hmm, czy zawsze, to się okaże :)


W noworoczny dzień wypada podzielić się tym, co co roku gra u mnie tradycyjnie tego dnia.

Ps. Nazwę zaczerpnęłam z przepięknego wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego "Znów wędrujemy' napisanego w 1938 r., którego interpretacją 17-letni Grzegorz Turnau wyśpiewał sobie 1. miejsce na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie w 1984 r.


A nazwa bloga? 
To tajemnica pewnego wrześniowego poranka i odbicia twarzy w szybie odjeżdżającego pociągu. I skojarzeń pewnej sympatycznej postaci z czasów utraconego czasu, bez której tego bloga Być Może by nie było. Ps. Dziękuję X

Znów wędrujemy ciepłym krajem,

malachitową łąką morza.

(Ptaki powrotne umierają

wśród pomarańczy na rozdrożach.)

Na fioletowo-szarych łąkach

niebo rozpina płynność arkad.

Pejzaż w powieki miękko wsiąka,

zakrzepła sól na nagich wargach

A wieczorami w prądach zatok

noc liże morze słodką grzywą.

Jak miękkie gruszki brzmieje lato

wiatrem sparzone jak pokrzywą.

Przed fontannami perłowymi

noc winogrona gwiazd rozdaje.

Znów wędrujemy ciepłą ziemią,

znów wędrujemy ciepłym krajem.”