poniedziałek, 30 marca 2015

Wielki Tydzień


Jesteś

jestem bo jesteś
na tym stoi wiara
nadzieja miłość spisane pacierze
wielki Tomasz z Akwinu i Teresa mała
wszyscy co na świętych rosną po kryjomu
lampka skrypulatka skoro Boga strzeże
łza po pierwszej miłości jak perła bez wieprza
życia ludzi i zwierząt za krótka choroba
śmierć za przeprowadza przez grób jak przez kamień
bo gdy sensu już nie ma to sens się zaczyna
jestem bo Jesteś. Wierzy się najprościej

wiary przemądrzałej szuka się u diabła
Jan Twardowski

niedziela, 29 marca 2015

Do Oliwy Drogą

Dziś będzie o tym, że zawsze warto i że głupi ma szczęście, mimo braku oliwy. I o Herbercie. Przy okazji zapraszam miłych zaglądających do PTF24/7 do odwiedzenia Głosów Herberta na FB, których jestem 1/2. A teraz do rzeczy ;)

czwartek, 26 marca 2015

Błogosławiona nieprzewidywalność


Za kilkanaście godzin wsiadam po raz 13 w tym roku do samolotu do Polski. Planowałam trochę później. Po raz kolejny przychodzi mi do głowy Tuwim ... Plany... Ostatnich kilka dni wpasowuje się w rytm, który kocham w życiu najbardziej: wolność i nieprzewidywalność zwana losem, karmą. Życie po prostu. The Change Alley, jak pół roku temu, na wielu frontach :)

sobota, 21 marca 2015

Przedwiosennym spacerkiem po Lublinie


Ileż razy czekałam na peronie 4. Warszawy Wschodniej na pociąg do Lublina; ilekroć tamtędy przejeżdzam zawsze wspominam te chwile i wypatruję znajomej ławeczki tych z przesiadką

Zapomniałam zupełnie, że Lublin lubi deszczyk i chłód. Wspomienia pogodowych kaprysów ściany wschodniej wróciły do mnie tuż przed 10. rano, gdy tylko postawiłam nogi na lubelskiej ziemi. Przygotowałam się i na to wyposażając w wariant ubraniowy optymistyczny na +10 i nieco bardziej zimowy, poniżej 5 stopni. 

środa, 11 marca 2015

Poetycka pamięć


"Wydaje się, że w mózgu istnieje całkiem szczególny obszar, który można by nazwać poetycką pamięcią i który rejestruje to, co nas urzekło, wzruszyło, co dało piękno naszemu życiu." 

Milan Kundera, "Nieznośna lekkość bytu"


Czas goni nas, więc dziś tylko fotograficznie-nostalgicznie...


poniedziałek, 9 marca 2015

5:43 am, czyli o cyfrach, liczbach i paragrafach

Dochodziła 6 rano kiedy opuszczałam Londyn. Siedząc w busie na lotnisko  i żegnając na chwilę migające w oddali miasto i mijaną wlaśnie wioskę olimpijską w Stratford, tą samą za którą za dnia obejrzy się niejedna głowa płci obojga, a którą nocą przyćmiewa wschodzące na horyzoncie słonko, spojrzałam na będący mocno do przodu zegar autobusowy pokazujący... 17:17. 



niedziela, 8 marca 2015

Osiecka

      Ten kamień, który w sercu noszę,
      pozostaw mi, Panie.
      Nie daj by czas,
      jak lekarz-morderca
      spłynął na moje posłanie
      i... kamień z serca!
      Tyleś mnie razy wywiódł
      z legowisk niekochanych,
      że dziś mi, po latach tylu,
      nie plaster daj, lecz ... kamyk.
      Nie pozwól z gorączki tej powstać.
      Nie kuruj zapomnieniem.
      Chcę czyjąś jeziorną postać
      na pustej przechować scenie.
      Ten, co mi kamień wsączył,
      jak wino do krwi pustej,
      niczemu nie jest winien.
      Jest niebem i lustrem.

czwartek, 5 marca 2015

O czym śnią Templariusze?

Spoglądam na spoczywających szesnastu prawie co tydzień. Śpią spokojnie snem wypoczywających 'w pozycji, w której położyli ich rzeźbiarze' czujnie, z mieczem przy boku, trochę przekornie z nogą założoną na nogę, tak jak i ja lubię. W zamierzeniu mieli chronić pielgrzymów, wieki później zdaje się, że role się odwróciły. 


środa, 4 marca 2015

Pół roku w trzy minuty na Lombard Street

Za kilka trzecia pędziłam Lombard Street w stronę stacji metra Bank by być za 7 minut z powrotem w biurze. Ilekroć tamtędy przechodzę myślę ciepło o tych kilku miesiącach 'lata w Nohant' spędzonych w okolicy.

Poranny sprint z Cannon Street kiedy słońce było jeszcze nisko, potem popołudniowe  spacery zaułkami między Bishopsgate i Cornhill i piesze powroty na London Bridge przez Birchin Lane zakończoną od południa marmurową kotwicą. Ilekroć jestem w okolicy, każda wizyta natychmiastowo przenosi mnie do preludium zbliżającej się jesieni i zmian, które nastąpiły wraz z ostatnim porannym przejściem uliczką The Change Alley w końcu września zwiastującym prawdziwe changes na wielu frontach. Żal było opuszczać okolice kościoła św. Michała, gdzie poniedziałkowe koncerty organowe serwowałam sobie na lunch, uliczki i pasaże obok zamkniętego kościoła św. Piotra schowanego tuż obok dawnego najstarszego londyńskiego coffee shop, obecnie Jamaican Wine Bar przy St. Michael's Alley, jeszcze sprzed czasów Wielkiego Pożaru. 

Podróże w przeszłość trwają krócej niż piesze wycieczki po okolicy, byle myśl przenosi w czasie konkurującym z pierwszą kosmiczną. Tak było też wieczorem, gdy tuż po 21. w zejściu na platformy metra napotkałam tego samego pana grającego na didgeridoo, którego widok zatrzymał mnie na kilka dobrych minut ostatniego dnia października, w przejsciu między liniami metra na Leicester Square.